Końcówka poprzedniego roku nie była dla nas dobra. Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość o odejściu naszej podopiecznej – Sary.

Sunia trafiła do nas we wrześniu, odebrana z okropnych warunków, w jakich spędziła 5 lat swojego życia.

Tak dużo było w niej lęku, tak dużo cierpienia wypisanego w każdym niepewnym spojrzeniu, że aż serce rozpadało się na kawałki. A w nas było tak wiele żalu i złości, że ktoś był w stanie doprowadzić to niewinne stworzenie do takiego stanu…

Na szczęście Sara trafiła w cudowne ręce Kamili, która bardzo ciężko pracowała, by pomóc jej na nowo zaufać, na nowo otworzyć się na człowieka i na nowo poukładać jej psi świat.

Dla Sary każde wyjście na zewnątrz, każde zjedzenie posiłku, każde podejście do człowieka było ogromnym wyzwaniem i wewnętrzną walką z własnym strachem. Ale dzięki ogromnej cierpliwości, miłości i trosce Kamili, udawało się przełamać kolejne bariery i wydawało się, że wszystko zaczyna iść w dobrą stronę.

Poza spustoszeniami w psychice, Sara, mimo młodego wieku, miała też zrujnowane zdrowie. W połowie grudnia przestała chodzić. Okazało się, że cierpi na spondylozę i jeśli stanie na nogi, to będzie cud…

Niestety, cud nie nastąpił… Kilka dni temu Sara odeszła.

Jak to określiła Kamila – zrobiła to tak jak żyła: cicho i niepostrzeżenie.

Saruniu, Kochanie, tak bardzo chciałyśmy dać Ci nowe życie – bez strachu, bez bólu i cierpienia. Udało się nam to tylko na chwilę… I choć tak trudno pogodzić się z tym, że nie dane było Ci cieszyć się lepszym losem dłużej, pozostaje pocieszająca myśl, że nie musiałaś odchodzić sama, w tym ciemnym i brudnym kojcu, niechciana i odrzucona.

Przez te kilka ostatnich miesięcy poznałaś smak ludzkiej miłości i przyjaźni. Nie odchodzisz stąd w poczuciu, że świat to straszne miejsce, a człowiek to najgorsze zło. Chociaż tyle mogłyśmy Ci dać…

Tam, po drugiej stronie, na pewno jesteś szczęśliwa i nie boisz się już niczego.

Kamila, Ty wiesz, jak bardzo dziękujemy Ci za to, co zrobiłaś dla Sary. Nie mogła trafić lepiej!