Te historie są uniwersalne. Dla tych, którzy wzruszają się, gdy widzą psa porzuconego, potrzebującego pomocy, a za jakiś czas już w objęciach prawdziwej rodziny.  Dla tych, którzy wręcz pragną zaadoptować psa, ale się boją, że nie podołają. Dla tych, którzy nie dowierzają, że każdy pies, niezależnie od tego jak bardzo będzie skrzywdzony, czy chory, zawsze pragnie miłości i bliskości człowieka. Dla tych, którzy zastanawiają się, jak to jest z tym wolontariatem i ile wysiłku i emocji kosztuje. Jak wiele można zdziałać samemu i jeszcze więcej wspólnie, w grupie. Dla wszystkich tych, którzy chcą przeczytać swoim bliskim historie o szczęśliwym zakończeniu. 

 

Od 10 lat, Fundacja Warta Goldena stara się ze wszystkich sił, aby każdy pies został zaadoptowany i zaczął nowe, szczęśliwsze życie. Im trudniej, tym więcej satysfakcji. Każda z tych historii to oddane całe, szczere serca tych niesamowitych, nieustępliwych i nadludzko wytrwałych Wolontariuszek. 

 

Wspomnienie Basi Waligóry

Historia pierwsza o adopcji Feliksa

Felek i Grażyna

 

-Dla mnie najbliższy był Feluś, który został pod opiekuńczymi skrzydłami Grażynki – wspomina  jedną z najbardziej wzruszających adopcji Basia Waligóra. Niestety, to bardzo bolesne wspomnienia, za każdym razem, gdy okazuje się, że pies zaczyna przegrywać z chorobą.

 

Najpierw walczył z padaczką, a zaraz potem zaatakował go nowotwór: chłoniak -mówi wzruszona Barbara. Nikt nie chce brać na siebie tak dużego ciężaru, jakim jest opieka nad umierającym, biednym psiakiem. Grażyna walczyła o każdą sekundę życia Feliksa, do samego końca. Feliks odszedł, mając przy sobie jedną z najwspanialszych, oddanych opiekunek, jakie poznałam w Fundacji.

 

Dla mnie to była miłość od pierwszego spojrzenia – przywołuje widok wtulonego Felusia w Grażynę.

 

Basia Waligóra cały czas ma bliski kontakt z Grażyną, która pomaga jej przy “dziewczynkach”, czyli przy dwóch, pięknych Goldenach.

 

Wspomnienie Kasi od Furia

Historia druga o adopcji Leona

 

Leon i Kasia

– Każda adopcja jest wyjątkowa, każda jest piękna – podkreśla, uśmiechając się Kasia.

 

Historia Kasi i psa Leona jest szczególna, przede wszystkim ze względu na trudny początek, jaki spotkał tych dwoje. 

 

Leon – to młody, wiecznie niespokojny samiec z obroną zasobów, który szybko nauczył się już w swoim życiu, że upustu emocji dokonuje się poprzez użycie zębów. Już raz był oddany do schroniska i tym razem historia miała się powtórzyć. Co gorsza, nawet ze strony weterynarza pojawiły się sugestie, żeby zastanowić się nad uśpieniem Leona.

 

Kasia – młoda dziewczyna, która zgłosiła się do Fundacji po zupełnie innego psa, misiowego Axla, który jednak nie trafił do niej, a został w swoim domu tymczasowym. Kasia szukała dla siebie przyjaciela i towarzysza w wyprawach po lesie. Szkoda było nie wykorzystać jej potencjału i naturalnych predyspozycji w komunikacji z psem. 

Podjęła się zatem bardzo trudnego zadania, jakim było przyjęcie Leona pod swoją opiekę.

 

Początki były bardzo trudne. Leon, zaraz po przyjeździe do nowego domu, zajął kanapę i nie pozwalał do siebie podejść. Groźnie warczał i kłapał strasząc zębami, nie wpuszczając nikogo do pokoju, w którym przebywał. Gdy udawało się zabrać go na spacer, był tak rozemocjonowany i sfrustrowany, że zjadał korę wprost z drzewa i szarpał smycz na wszystkie strony w ataku furii. Byle powód był pretekstem do warczenia. Leon nie potrafił odpoczywać, nie potrafił się wyciszyć, w dodatku miał wiele różnych lęków. To bardzo przekładało się na jego ogólny stan i pogłębiało niestabilny nastrój. Ten piękny, na pozór pocieszny, otwarty i przyjazny pies, zmagał się z wieloma problemami. 

 

Leon

Kasia wspomina: – Potrafił zaatakować osobę, którą znał i na widok której okazywał radość, tylko dlatego, że kilkuminutowy kontakt, nawet ten sympatyczny, był dla niego zbyt dużym obciążeniem!

 

Na szczęście Kasia zachowywała zimną krew, choć w głębi duszy z pewnością musiała się go bać w takich sytuacjach. Z czasem nauczyła się rozpoznawać jego potrzeby, wyczuć niepewność i złożone nastroje. Zbudowała z nim piękną relację, opartą na wzajemnym zaufaniu. Szkolenia w tym czasie był znacznie utrudnione, bo był to początek pandemii, ale stałe konsultacje online i wsparcie profesjonalisty były konieczne przy takim gagatku.

 

Leon dodatkowo był psią fajtłapą – co chwilę robił sobie jakąś krzywdę, a to naciągnął więzadło w nodze, a to wbił sobie gałąź w zatoki nosowe, pechowo zachorował również na babeszjozę, pomimo zastosowanego zabezpieczenia przeciwko kleszczom. Te liczne wizyty u weterynarza nie należały do łatwych, chłopak mocno pokazywał, że nie podobało mu się to miejsce, nierzadko straszył wszystkich dookoła. Ale i te reakcje stopniowo udało się załagodzić, a część nawet wyeliminować. Swoim konsekwentnym działaniem, metodą pozytywnych wzmocnień, Kasia nauczyła Leona, że jest czas na wyciszenie i relaks, a także czas na treningi, zabawy i inne aktywności. To był ważny etap, który pozwolił utrzymać dobry nastrój Leona i emocje na wodzy. Ogromną radość przynosiły Leonowi wyjazdy do rodziców Kasi, gdzie spędzał czas z dwoma innymi goldenami, gdzie z pewnością poczuł się częścią stada. Dobre i stonowane emocje stopniowo zastępowały te wcześniejsze – złe. To był prawdziwy sukces Kasi!

 

Kasia stworzyła Leonowi dom, którego potrzebował. Dom, w którym poczuł się bezpieczny i rozumiany, niezależnie od zachowania. Dzięki temu łączy ich bardzo silna więź, a Leon stał się psem prawdziwie szczęśliwym i otwartym na kochające go osoby.

 

Wspomnienie Weroniki

Historia trzecia o adopcji Maksa

 

Maksiu i Natalia

To wspaniała historia o tym, że Goldeny, które trafiają do naszej Fundacji, będąc w odpowiednio dopasowanych domach tymczasowych, często to właśnie w nich znajdują swoich ukochanych, nowych właścicieli. Tak właśnie potoczył się los Maksa.

 

Natalia zaopiekowała się Maksem w 2016 roku, czyli 4 lata temu. 

Maks to psiak w typie goldena, ujmujący, ale zupełnie odmienny od pięknych goldenów. Dlatego obawiałam się, że znalezienie nowej rodziny, domu, będzie wyzwaniem – wspomina Weronika.

 

Maks początkowo był wycofany, ale nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych w domu Natalii. Miał problemy skórne na nosie i kilka innych chorób, które dzięki odpowiedniej opiece weterynarzy oraz zatroskanej i cierpliwej Natalii, szybko zostały wyleczone.

 

Uważam, że Natalia i Maks są po prostu dla siebie stworzeni – radośnie podkreśla Weronika. To była kwestia czasu. Natalia szybko podjęła najwspanialszą decyzję dla Maksa i postanowiła z domu tymczasowego stać się domem na stałe, tym jedynym.

 

Rok temu, podczas Zlotu Warciaków, czyli corocznego zlotu Fundacji Warta Goldena, miałam przyjemność poznać bliżej Natalię wraz z Maksem i jestem pod ogromnym wrażeniem, jak silna więź ich łączy! To widać gołym okiem! Poza tym, Natalia mimo to, że jest bardzo aktywna, dużo podróżuje, prowadzi aktywne życie nigdy nie zostawia Maksa. Oni wszystko robią razem. Maks ma u Natalii jak w niebie! 

 

Wspomnienie Ewy Marciniak

Historia czwarta o adopcji Majlo

 

Majlo

– Bardzo trudno jest wskazać tę jedną, wyjątkową adopcję. Każda ma w sobie to “coś”, każda jest zupełnie inna, ale i wspaniała jednocześnie – wspomina Ewa Marciniak – Tyle ich było..Pamiętam adopcje Benia, Funny, Abi, Deiza i jeszcze wielu innych. Ale ta konkretna, historia Majlo i jego Ani, utkwiła mi najmocniej.

 

– Trudno od samego początku –

Majlo pod opiekę fundacji trafił we wrześniu 2016 roku, oddany przez poprzednich właścicieli. Zamieszkał z Olą, w domu tymczasowym. Niestety, Majlo ugryzł. Został przeniesiony do kolejnego domu tymczasowego, ale i tam nie mógł pozostać. Wrócił ponownie do Oli, ale nie było mowy o jakiejkolwiek współpracy i zdecydowano o jego pobycie w hotelu. Tam, pod okiem szkoleniowca, wracał powoli do względnej równowagi. Brakowało mu uwagi, miłości człowieka, jego zainteresowania nie tylko podczas szkoleń. Po rocznym pobycie, Majlo wreszcie ma szansę zamieszkać w najlepszym domu tymczasowym, o jakim mógł marzyć. Beata i Jarek, niesamowici opiekunowie, biorą psa pod swoje skrzydła.

 

– U Beaty i Jarka –

Zaczyna się mozolna i bardzo ciężka praca. Wszyscy pragniemy, żeby Majlo ponownie zaufał, żeby zaczął żyć, jak na tak pięknego psa przystało. Beata i Jarek dali mu szansę, a on fantastycznie ją wykorzystał. Wyprowadzili go na prostą! Pokazali, że warto słuchać, jakie jest ciekawe i fajne życie w zgodzie z człowiekiem, jak dużo może zyskać; nie tylko pałaszując smaczki, ale przede wszystkim otrzymując uczucie, dotyk, zabawy, atencję. Praca była długa, bo trwała rok i nagle pojawia się Ona: Ania, Anulka, Aneczka, i tak zwyczajnie zainteresowana adopcją Majlutka.

 

– Ania –

Zaczęły się odwiedziny, dłuższe spotkania i wreszcie wspólne spacery. Ania uczyła się Majlo, a Majlo Ani. Z czasem, tak bardzo się do siebie przyzwyczaili, że Majlo w każdy umówiony dzień czekał cierpliwie na Anię przed bramą działki. Czekał skupiony, mimo tego, że na działce miał czworonożnych przyjaciół Bafiego i Sabę, psy Beaty i Jarka

 

– Umowa adopcyjna –

Majlo

Pewnego dnia, Jarek zaproponował Ani, żeby zabrała Majlo na cały weekend do siebie. Każdego dnia spędzali ze sobą coraz więcej czasu bez opiekunów tymczasowych, poznawali się coraz lepiej. Wreszcie Ania była pewna, że Majlo to właśnie “ten” pies i była gotowa go zaadoptować. I tak zanim podpisaliśmy umowę adopcyjną, oni spędzili ze sobą bardzo dużo czasu na „gigancie”– śmieje się Ewa. – Jarek zawsze był w pogotowiu, zawsze przy telefonie i z chęcią pomocy dobrymi radami, ale też trzymając rękę na pulsie w razie kłopotów. Każda rada wtedy pozwoliła Ani bardzo dobrze poznać Majlo,a Majlutek rozumiał Anię.

 

Prawdziwy dom

4 listopada 2019 podpisujemy umowę z Anią ….Majlutek zostaje u niej na zawsze po miesięcznym pobycie na „tymczasie”. Wszystko układa się w jak najlepszym porządku! 

– Majlo ma dom !!!!!! Swój  dom! Najwspanialszy DOM na świecie! – pamiętam jak krzyczałam z radości, mówi rozpromieniona Ewa.

– To nie była moja adopcja, to była adopcja Jarka i Beaty. Ja tylko wspierałam z boku, jako opiekun z ramienia Fundacji. Fundacji, która dała szansę takiemu psu jak Majlo, taką samą szansę dali mu Beata Jarek i Ania..Chciałoby się rzec: „Trzech Muszkieterów i pies Majlo”.

 

– Ostatnia rozmowa z Anią –

Ewa: – Aniu co u Was słychać? Jak Majlo?

Ania:  – Majlo to super Pies! Nie tylko kumpel, to Pies PRZYJACIEL! Z Majlo czuje się bezpiecznie idąc wieczorem. Majlo wie o gorszym moim dniu i potrafi pocieszyć! I ma wiele, wiele innych zalet. Ten Majlo to mój PIES dwa w jednym. Jest w super formie, robimy bardzo długie spacery, chodzimy po górach, a i pokonuje trasy około 16 km! Ma rozbudowaną masę mięśniową i dalej ćwiczymy, poza tym jest na suplementacji. Przez te 6 miesięcy nie było już bólu łap, bioder czy kręgosłupa.

 

– Adopcja Majlo to było bardzo duże zaskoczenie, ale takie bardzo miłe, wręcz niesamowite z happy endem. Oby więcej takich adopcji w naszej fundacji z tak trudnymi psami – podkreśla Ewa.

 

Wspomnienie Moniki Zakrzewskiej

Historia piąta o adopcji Lali

 

Lara (Lala) i Kasia

Każda adopcja zapada w pamięć. Każda na inny sposób.Jedna ze względu na wspaniały dom tymczasowy, inna ze względu na charakter czy problemy ze zdrowiem psa – wspomina Monika Zakrzewska.Ta adopcja zapadła mocno w pamięć, ponieważ pojawili się niesamowici opiekunowie, a właściwie dlatego, że pojawiła się ona – kobieta odważna, konsekwentna, wrażliwa, rozumiejąca potrzeby psa, dająca czas i przestrzeń.

 

W sierpniu 2019 roku, przy współpracy z Fundacją “Jedno serce nie da rady”, pod naszą opiekę trafiła LALA – sunia w typie goldena. Wiedzieliśmy, że jest lękliwa, że była świadkiem śmierci swojego opiekuna, że została uratowana z lasu. Nie wiedzieliśmy jednak, że jej serce rozdarte jest na milion kawałków, a jej psychika jest w totalnej rozsypce.

 

W domu tymczasowym od samego początku większym zaufaniem darzyła mężczyznę, a widok kobiety powodował u Lali paraliż. Mijał dzień za dniem, a Lala przy każdej próbie kontaktu ze strony kobiety chowała się za mężczyzną. Każdy spacer musiał być z mężczyzną, inaczej Lala w panice próbowała wysunąć się z szelek. Każde karmienie musiało odbywać się przy mężczyźnie, inaczej Lala nie jadła albo zaczynała nerwowo wymiotować i krztusić się. Próba dotyku przez kobietę kończyła się totalnym spięciem, nierzadko też warczeniem czy kąsaniem, na szczęście tylko powietrza. Po miesiącu pobytu w domu tymczasowym bilans postępów nie napawał optymizmem: ani razu nie wyszła na spacer z kobietą, ani razu nie dała się dotknąć kobiecie, ale za to, powolutku zaczęła nieśmiało jeść z kobiecej ręki.

 

Nie dość, że Lala to sunia w typie goldena, to do tego wymagająca specjalnej opieki. Adopcja takiego psa rozpatrywana jest w kategoriach ogromnego cudu…  Zgłaszały się osoby chętne do adopcji Lali, zgłaszały się rodziny z dziećmi, zgłosiła się też Kasia. Pierwsza wiadomość Kasi w sprawie Lali dała nadzieję, a w mojej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie -Czy w tej układance jest mężczyzna? Tak! Jest! Jest Michał.

 

Lara (Lala)

Nadszedł dzień kiedy Kasia i Michał przyjechali po Lalę. Od początku wiedzieliśmy, że na Michale spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo Lali, ale wiedzieliśmy też, że to Kasia będzie musiała wykonać największą pracę, żeby zbudować więź. Kasia oczywiście była świadoma, że nie będzie łatwo. Rozumiała, że nic nie przyjdzie samo i że nie przyjdzie od razu. Jest opanowana, konsekwentna, ma w sobie ciepło i spokój, którego tak bardzo potrzebowała Lala.

 

Filmik z pierwszego spaceru z Kasią, zdjęcia, na których Kasia dotyka Lalę sprawiały ogromną radość i powodowały niedowierzanie. Jak to się stało, że w tak krótkim czasie Lala zaufała Kasi? Cierpliwość, konsekwencja, czas – to złota recepta.

 

Dziś Lala jest zupełnie innym psem, cieszy się życiem i ma przy sobie wspaniałych opiekunów. – Dziękujemy, że daliście Lali prawdziwy dom! – radośnie kończy tę historię Monika Zakrzewska.