Cześć, jestem „Maks”. Właśnie wróciłem z długiego spaceru i odpoczywam na kolanach u mojej Pańci, a ona mnie drapie za uchem. Bardzo to miłe! Cieszę się, że mam taki dom i jest mi tu tak dobrze… Po ludzku to się chyba nazywa szczęście. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś miałem innego pana, kochałem go, ale on mnie chyba nie, bo ciągle krzyczał i czasem nawet bił… chociaż nic złego nie robiłem. Mieszkałem w dziurawej budzie, często było mi zimno i nieraz bywałem głodny. Było mi tam bardzo smutno, bo tak bardzo potrzebowałem bliskości ludzi. Myślałem, że zawsze tak będzie. Ale pewnego dnia przyszły do mojego właściciela dwie panie i zabrały mnie ze sobą. W ogóle nie wiedziałem, o co chodzi! Trochę się bałem, co ze mną będzie, ale ona były dla mnie takie dobre i miłe.. Mój nos mi podpowiadał, że nie zrobią mi krzywdy. Chodziły ze mną do panów w fartuchach, którzy robili mi te, no – badania. Karmiły takimi pysznościami, że hej! Nie rozumiałem, dlaczego tak się mną interesują, ale podobało mi się to! W końcu trafiłem do swojego nowego domu, gdzie czuję się jak w psim raju. Kiedyś usłyszałem, że te dwie panie, które wtedy mnie zabrały, były z Fundacji Warta Goldena (czy jakoś tak…) i że ta Fundacja pomaga biednym psom. „To takich jak ja jest więcej??” – pomyślałem. Podobno bardzo dużo… I Pańcia mówiła jeszcze, że żeby te panie mogły działać, to trzeba wpłacać jakiś 1%… Nie wiem, co to takiego, ale podobno nic nie kosztuje, a ma ogromną moc. No to na moją psią logikę – trzeba przekazywać! A skoro nawet ja to rozumiem, to mądrzy ludzie tym bardziej załapią. Jakbym ja miał te procenty, to dałbym na pewno! Bo takie życie, jak miałem kiedyś, to nic fajnego…
To jak – przekażecie?? Przecież tak psijemnie jest pomagać!
KRS 000395734