DZIAŁ PRZYJĘĆ PSÓW DO FUNDACJI I DOMÓW TYMCZASOWYCH

 

Joanna KURPIEWSKA – opiekunka goldena PREZESA, 2 yorków i berneńczyka

Najbardziej na świecie od zawsze kocham konie, jednak psy były na równoległej pozycji. Czasy wczesnej młodości dzieliłam z dwoma psami-kundelkami, jednak moja pierwsza świadoma adopcja miała miejsce w 2010 r. kiedy przygarnęłam niespełna dwuletnią sunię Noreczkę w typie owczarka niemieckiego – najbardziej pozytywną psicę jaką kiedykolwiek znałam. Jej cechą charakterystyczną był krótki ogon (prawdopodobnie uszkodzony w wyniku jakiegoś urazu), którym merdała z prędkością światła a codziennie o 15.00 wskakiwała na parapet i wypatrywała przez okno powrotu mojej Mamy z pracy. Odebrała nam ją okropna choroba jaką jest miastenia w 2013 r. W ciągu dwóch tygodni od diagnozy odeszła.

 

Tęsknota za psem w domu pozostała i miesiąc później razem z moją Mamą adoptowałam ze schroniska drugą sunię, przebywającą wówczas w DT, półroczną Dagę, w typie owczarka belgijskiego. Daga mieszka z moją Mamą nadal i na szczęście cieszy się dobrym zdrowiem.

 

Obecnie wraz z mężem i dwójką dzieci dzielimy nasz dom ze stadem czterech psiaków i kocicy Heleny. Mieszkają z nami dwa yorki: Tosia (8l.) i Tofik (10l)., które są psami mojego męża jeszcze z czasów kawalerskich oraz Golden Retriever Prezes (5l.), który w wieku 12 mcy ukończył ze mną kurs dogoterapii a także Berneńczyk Leon (rok i 5 mcy), który jest z nami od września zeszłego roku. To właśnie Prezes jest psem, dzięki któremu zapragnęłam być lepszą opiekunką, zbudować z nim autentyczną relację opartą na komunikacji i zaufaniu. Zaczęłam czytać książki, szkolić się na webinariach, rozmawiać z mądrzejszymi od siebie i czerpać szeroko pojętą wiedzę.

 

Mieliśmy też szczęście stworzyć dom tymczasowy dla dwóch suń z Fundacji Warta Goldena: Frelki i Sary, które szczęśliwie znalazły swoje domy stałe. Przypadkiem tymczasowaliśmy też 1,5 roczną sunię Berneńczyka, którą zabraliśmy z pseudohodowli i jej również znaleźliśmy kochający dom stały.

 

Obecnie zaś mając już spore stado (poza tym domowym są jeszcze dwa kuce: Maks i Teofil) postanowiłam spróbować swoich sił jako pomocnik fundacji w dziale poadopcyjnym. A kiedyś, mam nadzieję, jeszcze przygarniemy psiaka w ramach tymczasu.

 

 

Katarzyna MORYTKO – opiekunka goldena KLIFA i goldenki SARY

 

 

DZIAŁ ADOPCJI

Natalia KARPIŃSKA – opiekunka „goldena” MAKSA

Na poważnie pracą ze zwierzętami zajęłam się dopiero na studiach, w Akademickim Klubie Jeździeckim. To był okres kiedy konie to było całe moje życie i praca z nimi bardzo wiele mnie nauczyła. Nie tylko pokory ale i delikatności, harmonii, spokoju. Konie to prawdziwa szkoła charakteru – jeśli nie zapanujesz nad sobą, nie dogadasz się z nimi.

 

Po studiach przyszedł czas na nowy etap w życiu, w którym bez zwierząt było po prostu pusto… I wtedy pojawiła się Warta Goldena. Razem z wolontariuszkami pomyślałyśmy, że na początek dobry będzie dla mnie DT, tak żebym mogła się sprawdzić, zobaczyć. Trafił do mnie Maksio, mieszaniec w typie goldena, ale przecudowny, z najbardziej mięciutką sierścią na świecie. Po jakimś czasie, jak się możecie domyślać, chciałam żeby został ze mną już na zawsze. Sama nie wiem jak to się stało, ja myślałam o innym psiaku, a dziewczyny „weź tego”. Wiedziały co robią, bo wiem, że zawsze starają się dobrać psa do odpowiedniego człowieka, za co będę im zawsze wdzięczna.

Wierzę, że zwierzęta trafiają do nas w jakimś celu, że pojawiają się w naszym życiu, żeby nas czegoś nauczyć. Czego uczy mnie Maks każdego dnia? Hmm.. Uczy mnie, żeby się nie przejmować bzdurami. Że spacery tą sama drogą są nudne. Że najlepiej to w dziką naturę, bo wtedy mimo swoich lat, stawia uszy, ogon w górę i kłusikiem przez wysokie, pokryte poranną rosą trawy. Taki mały-wielki odkrywca nowych ścieżek, całkiem jak ja. Że jak czegoś nie wolno, ale bardzo się chce, to można. Dlatego też jest mistrzem spa-kąpieli we wszystkich błotnych i śmierdzących kałużach. Czasem myślę, że ma jakiś radar na wodę, którą wyczuwa z daleka i dokładnie wie w którą stronę iść. Na pewno jest jeszcze wiele innych rzeczy, których on mnie już nauczył, ale ja odkryję je dopiero we właściwym dla siebie czasie.

 

Cieszę się, że będę częścią Fundacji i będę mogła pomagać odnajdywać psiakom swojego człowieka.

 

Kamila DROZD – opiekunka goldenki BLANKI

Psy kocham od zawsze, ale ta największa „goldenia miłość” pojawiła się w moim domu jakieś 10 lat temu w postaci małej biszkoptowej kuleczki – Indii. Dzięki niej wiem co to jest bezwarunkowa psia miłość. Razem zdobywałyśmy wiedzę, ukończyłyśmy kurs trenerski, odwiedzałyśmy dzieci w przedszkolu i razem zaczęłyśmy swoją przygodę z Fundacją. India była z nami niestety tylko 9 lat, ale pozostanie w naszych sercach na zawsze.

 

Do Warty zgłosiliśmy się jako dom tymczasowy dla Oskara. Praca z nim to było wyzwanie, ale dzięki zaangażowaniu całej rodziny przyniosła wspaniałe efekty. Skradł nasze serca tak, że już go nigdy nikomu nie oddamy.

 

Od niedawna pomagam też w dziale adopcji. Najwspanialsze w tym co robię, jest znalezienie ostatniego już domku dla kolejnego skrzywdzonego przez los goldena oraz łzy szczęścia ludzi, którzy dowiadują się ze mogą adoptować wymarzonego psa.

 

Swoją miłością do zwierząt staram się zarazić córeczkę – Kaję, która towarzyszy mi dzielnie i pomaga jak tylko potrafi w pracy z psami.

Paulina SŁOWIŃSKA – opiekunka goldena NELSONA

Pierwszą posiadaczką goldenki zostałam w wieku 13 lat, przeżyłam z nią 11 cudownych lat.

Dzięki niej dorastając nauczyłam się cieszyć każdą chwilą. Spacery do lasu, nad morze czy po prostu do parku wywoływały w niej taką radość, że ja również traktuję to do dzisiaj jako chwilę odprężenia i przyjemności a nie obowiązek. Nie istotna jest dla mnie pogoda – czy zimo czy deszcz tak samo jak dla każdej psiny.

 

Obecnie jestem właścicielką 1,5 letniego goldena Nelsona który boryka się problemami z dysplazją. On pozwolił mi w jakiś sposób pogodzić się ze stratą Xeny jednak każdy kto to przeżył wie, że miłość do każdej psiny jest inna od poprzednich co nie znaczy, że słabsza – po prostu inna.

 

Ogarnia mnie uczucie bezradności gdy widzę niekończące się posty o psiakach ze schronisk które potrzebują domu na już, niestety sama nie jestem w stanie im pomóc ale będąc w wolontariuszem w Fundacji czuję, że pomogę choć garstce z nich. Dzięki Fundacji poznaję mnóstwo empatycznych osób, chcących nieść pomoc i to jest właśnie niesamowite bo razem zawsze zdziałamy więcej.

 

Anna WIELGUS-STANISZEWSKA – opiekunka springel spaniela angielskiego BRUNA, cocker spanielki angielskiej EFI, mieszańca rudego HELGI i czarnego mieszańca BOGUSIA za TM

Od zawsze miałam ciągoty do psiaków. Już jako dzieciak przynosiłam do domu małe psiaki, które moja mama odnosiła do poprzednich właścicieli, a ja po kilku dniach wracałam z nimi po cichutku.

 

Natomiast moje świadome życie z psiakami zaczęło się od adoptowania 2 wspaniałych, acz problemowych psiaków ze schroniska na Paluchu. To dzięki nim od 2010 r jestem w ciągłej podróży po wiedzę o psach, która jest obszerna , ale jakże bardzo wciągająca i niesamowita.

 

Uważność na potrzeby psiaków, na ich emocje przekłada się na lepsze życie z nimi. Obserwacja zachowań moich adopciaków przekłada się na lepsze zrozumienie tego co dzieje się tu i teraz bez martwienia się o przyszłość.

 

Dagmara WOLSKA – opiekunka goldena CODIEGO i goldenki DŻESY

Moja przygoda z Goldenami zaczęła się od marzenia mojej kilkuletniej wówczas córki Julii o psie rasy Golden Retriever. Marzenia tego nie udało nam się spełnić przez kolejne osiem lat aż do czerwca 2014 roku, kiedy do naszej rodziny w dosyć spontanicznych okolicznościach dołączył czteromiesięczny urwis Cody. Wszyscy byliśmy pod ogromnym wrażeniem jego niezwykle przyjaznego charakteru, wielkiego szaleństwa oraz olbrzymiego łakomstwa.

 

W tym czasie dowiedziałam się również, że jest wiele bezdomnych, pokrzywdzonych Goldenów, szukających nowych domów. W czerwcu 2016 roku adoptowaliśmy z Fundacji Warta Goldena seniorkę Szeri, a w listopadzie 2016 od osób prywatnych rówieśniczkę naszego rezydenta Dżesę.

 

Niestety po 3 latach od adopcji, Szeri odeszła od nas z powodu ciężkiej choroby.

 

Wspieram działania fundacji w zakresie adopcji psów.

 

 

 

ORGANIZACJA WIZYT DLA DT I DS

Kamila JAWOROWICZ – opiekunka goldena CEZARA

Jakiś czas temu zauważyłam, że w moim życiu czegoś brakuje… Pomysł przyszedł nagle i wydał mi się całkiem oczywisty – przecież kocham zwierzęta, dlaczego więc nie miałabym im pomagać? Wcześniej oczywiście wspierałam różne akcje, ale to nie było to samo… Postanowiłam dołączyć do Fundacji. Z racji na sentyment do Goldenów, wybór był prosty – to musiała być Warta Goldena.

 

Już jako dziecko bardziej ufałam zwierzętom niż ludziom. Kiedy zobaczyłam jakiegoś psa na ulicy, biegłam do niego z otwartymi ramionami i niepohamowaną chęcią głaskania, chociaż oczywiście było to skrajnie nieodpowiedzialne.

 

W wieku 10 lat rozpoczęła się najpiękniejsza znajomość mojego życiu – dostałam Spike’a, uroczego, kremowego Goldena, który w zamyśle mojej rodziny miał pomóc mi w nabraniu pewności siebie, a ostatecznie stał się moim przyjacielem.

 

Przez niemal 12 lat Spike był członkiem mojej rodziny i najwspanialszym kompanem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. To właśnie podczas jego choroby uświadomiłam sobie, że chciałabym pomagać zwierzętom.

 

Kiedy zostałam przyjęta do Fundacji, poczułam wielką radość. Szybko zostałam domem tymczasowym dla Cezara, który został u mnie na zawsze.

 

Moje marzenie? Nie będę oryginalna. Jak najwięcej kochających domów dla naszych podopiecznych i jak najmniej psów w schroniskach i na łańcuchach.

DZIAŁ OPIEKI POADOPCYJNEJ

Beata GRUDNOWSKA – opiekunka goldena JACKA i goldenki MAŁEJ MI za TM

Było piękne jesienne przedpołudnie. Od rana towarzyszyły mi sprzeczne emocje; z jednej strony obawa, z drugiej natomiast ogromne podekscytowanie. Nie mogłam się wręcz doczekać wyjazdu. Tak naprawdę, to emocje te towarzyszyły mi od momentu, gdy dwa dni wcześniej odebrałam telefon z Fundacji Warta Goldena i usłyszałam, że JEST, że na mnie czeka! Wsiadłam więc do samochodu i pojechałam… na spotkanie z nią – Małą Mi.

Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłam – wcześniejszy niepokój zastąpiła jedna wielka radość.

 

Powitała mnie tak, jakbym była jej długo niewidzianą znajomą. Całą sobą mówiła: „No wreszcie jesteś!” To było takie naturalnie piękne – spotkanie, którego nigdy nie zapomnę. Od tej pory jest ze mną praktycznie wszędzie. To ona skrystalizowała moje pojęcie psa idealnego, a także rasy, która doskonale odpowiada moim potrzebom oraz mojemu usposobieniu. To dzięki niej poznałam wiele wspaniałych osób. I to ona zaprowadziła mnie tu, gdzie teraz jestem.

 

Pracując na co dzień z dziećmi i młodzieżą głęboko wierzę w to, iż od właściwej edukacji młodego pokolenia w dużej mierze zależy też odpowiednie traktowanie wszystkich istot żyjących – zarówno teraz, jak i w przyszłości. Aby jednak móc przekazywać wiedzę, sama postanowiłam ją najpierw zdobyć; stąd ukończone kursy, przeczytane książki, czasopisma, rozmowy przeprowadzone z autorytetami w dziedzinie kynologii. Nieustanne pogłębianie wiedzy z tego obszaru jest dla mnie zupełnie naturalne. Rozwijanie pasji w połączeniu z możliwością pomocy nadaje życiu kierunek, wzmaga poczucie sensu.

 

Pies obdarza nas bezwarunkową miłością. Cieszę się, że znalazłam właściwy dla siebie sposób, aby z wdzięcznością nieść im bezinteresowną pomoc.

 

Dominika KOBYLIŃSKA – opiekunka goldena BINKA

Odkąd pamiętam byłam miłośniczką zwierząt. Gadżety z bajki 101 Dalmatyńczyków zdobiły mój pokój, a ja zarzekałam się, że zostanę w przyszłości panią Weterynarz. Niestety rodzice nie zgadzali się na przyjęcie pod nasz dach pieska, bo uważali, że po jakimś czasie stracę nim zainteresowanie, odwidzi mi się, znudzi, a oni zostaną z problemem na swojej głowie.

Dzieckiem już nie jestem, z marzeń o zostaniu Weterynarzem też wyrosłam, ale nigdy nie przestałam całym sercem pragnąć opiekować się swoim własnym czworonogiem. Dlatego, jak tylko wyfrunęłam z gniazda rodzinnego od razu zaczęłam realnie myśleć o psie. Decyzją podjętą wspólnie z chłopakiem padło na Goldena. Od razu przeszukałam Internet z nadzieją, że znajdę psa o tej rasie do adopcji i tak trafiłam na Wartę Goldena.

 

Dzięki Fundacji w 2015 roku do naszego domu i serca zawitał Binek. Jest on naszym oczkiem w głowie. Dziś nie wyobrażam sobie już domu bez psa, bez noska, który szturcha, bez wiecznie merdającego ogona, bez roztańczonego wariata z butem w mordce który wita mnie po powrocie z pracy.
Dzięki Binkowi poczułam więź z fundacją i po niedługim czasie od adopcji zasiliłam szeregi wolontariuszy Warty Goldena. Dzięki tej pracy mogę realizować moją pasję związaną z niesieniem pomocy zwierzętom, a każdy merdający ogon, który odnalazł swój dom jest dla mnie dowodem na to że WARTO pomagać!

 

Walentyna BARAN – opiekunka goldena BRUNA

Miłości do psów nabrałam wraz z pierwszym oddechem powietrza. Swoje kroki stawiałam w otoczeniu Nory (kundelka dużych rozmiarów) i wraz ze mną dorastała fascynacja psami. Gdy odeszła od nas z powodu wieku i nieuleczalnego raka, nasza rodzina zyskała kolejnego członka dzięki adopcji szczeniaka w typie bernardyna. Był dwa razy większy ode mnie a mimo to na smyczy szedł ze mną jak równy z równym. Bronił mnie przed równiesnikami, którzy nie zawsze byli dla mnie mili, dzięki niemu czułam się zawsze bezpiecznie. Mimo podjętych walk z chorobą, jego serce nie wytrzymało.

 

Po żałobie rodzina zdecydowała się na Emira. Rasowy gigant z rodowodem. Oczywiście bernardyn. Mimo, że w dokumentach należał do mojego brata i to on jeździł z nim na wystawy, to ja czułam z nim więź. Byłam nim zafascynowana i kochałam całym sercem jak tylko człowiek potrafi kochać. Mówi się, że to pies powinien spać w nogach o ile śpi w łóżku właściciela. Tutaj było inaczej. Emir zajmował poduszki a ja spałam w jego łapkach byle mu było najwygodniej.

 

W międzyczasie doszła do nas Zefirka. Pies który okazał się suczką, oczywiście mały kundelek. Znaleziona na drodze w rowie. Wierny pies tylko mojemu tacie i chodząca broń, bo za niego byłaby w stanie zabić. Dzień śmierci Emira stał się moim najgorszym. Wole to pominąć.

Jako 16-latka borykająca się z depresją, nerwicą lękową i atakami paniki dostałam od rodziny Bruna. Miłość mojego życia. Złoty golden retriever. Pies, za którego oddałabym swoje życie i który oddał by je za mnie, którego nazywam swoim dzieckiem. Bruno zmienił mój pogląd na życie. W końcu czułam się przez kogoś kochana i najważniejsza. Nie wyobrażam sobie dnia, w którym miało by go zabraknąć.

 

Karolina PENCZEW – opiekunka goldena BUDGIEGO 

Już od dzieciństwa kochałam zwierzęta. Na samym początku moją uwagę przykuwały konie. I to z nimi spędzałam mnóstwo czasu. Dopiero później w głowie małej dziewczynki zaczęła pojawiać się myśl o posiadaniu pieska. Niestety rodzice z racji braku czasu nie zdecydowali się na adopcje kolejnego członka rodziny.

 

Dopiero na pierwszy roku studiów w naszym domu pojawił się golden Budgie. Do tego momentu nie było dla mnie istotne jaki piesek trafi do naszej rodziny – miał on być przyjacielem i terapeutą dla siostry, która znalazła się w trudnym momencie życia. Jednak psiak okazał się lekiem na zło dla całej rodziny. Siostra wyprowadziła się, a ja nie wyobrażałam sobie rozłąki ze swoim ukochanym przyjacielem.

 

Budgie ma w tej chwili 8 lat (urodził się 22 października 2014, do nas trafił 16 grudnia tego samego roku) i jest moją wielką miłością, pomógł mi przejść cały okres studiów. Sprawił, że zakochałam się w tej rasie. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło go nie być.

 

Chociaż ma swój charakter i nie jest typem przytulasa to jeśli widzi mój smutek to zawsze przyjdzie się przytulić. Moja miłość do niego zmotywowała mnie do pomocy, którą trzeba nieść innym bidom, które nie znalazły swojego miejsca na ziemi. Dzięki niemu zgłosiłam się do fundacji wartej goldena. Przy codzienności z golden rertiverem uznałam, że ta rasa musi składać się przede wszystkim z ogonka, apetytu i miłości.

 

Paula DUBIN – opiekunka goldena DEXTERA

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam mieć psa, ale również odkąd pamiętam, psów się bałam. Taki dziwny paradoks i rozerwanie między chęcią przeżycia tej niesamowitej więzi z futrzatym przyjacielem, a nieufnością. Mój lęk przed psami utrzymywał się tylko, gdy psy na mnie szczekały lub skakały, kiedy się uspokajały (lub spokojne były od początku) lęk przeradzał się w ciekawość i chęć nawiązania kontaktu. Chociaż przyznam szczerze, że nie byłam wtedy typową psiarą co chciała głaskać każdego pieska.

 

Wszystko zmieniło się gdy nadeszła pandemia. W końcu, razem z narzeczonym, doszliśmy do wniosku, że lepszego momentu na psiaka nie będzie (praca zdalna = mnóstwo czasu dla nowego członka rodziny). Tak więc w czerwcu 2020 roku pojawił się u nas słodki, 3 miesięczny Dexter. I to był ten moment gdy oszalałam i zakochałam się po uszy! Pamiętam, że pierwsze spacery bywały dla mnie trudne, bo bałam się innych, dorosłych psów spuszczonych ze smyczy, ale bardzo szybko mi to minęło i do tej pory moja rodzina nie może wyjść z podziwu jakim cudem ja, ta bojąca się, chodzi na spacer i wita się z rottweilerem sąsiada. Do tego śmieją się ze mnie, że totalnie mi się w głowie przewróciło, bo poza Dexterem świata nie widzę, a spacery ze mną to tylko słuchanie moich zachwytów nad pieskami.

 

Dexter to pierwszy pies zarówno dla mnie, jak i dla mojego narzeczonego, więc gdy tylko podjęliśmy decyzję o posiadaniu psa, od razu zaczęłam szukać informacji i grup o goldenach na facebooku. Tym sposobem natknęłam się na Fundację Warta Goldena. Po ponad roku śledzenia poczynań fundacji i wspierania jej finansowo i rzeczowo, zobaczyłam post mówiący o poszukiwaniu wolontariuszy i nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Jestem pełna podziwu dla pracy wszystkich członków Fundacji i przeogromnie cieszę się, że mogę stać się jej częścią.

 

Justyna MALANKOWSKA – opiekunka kundelki KOLUSI

Mam na imię Justyna, jestem szczęśliwą mężatką, mam prawie 30 lat. Od zawsze kochałam psy. Obojętnie czy to swoje, czy w rodzinie, bądź wśród znajomych, każde są do kochania i miziania. Do tej pory mieliśmy w domu 3 kundelki: Sonię, Misia (oba zachorowały i odeszły już sporo lat temu) i Kolusię do dnia dzisiejszego.

 

Pewnej niedzieli, po kościele, mama wysłała mnie razem ze starszą siostrą na pobliskie targowisko po ziemniaki. Jeszcze wtedy to były czasy, kiedy handlowało się zwierzętami. Nie mogłyśmy przejść obojętnie. Kolusia była najbardziej przygnieciona i ściśnięta we wspólnej dla kilku szczeniaków klatce, błagalnym spojrzeniem prosiła o pomoc. Odbiłyśmy ją za dwadzieścia złotych. Wróciłyśmy do domu z owymi ziemniakami, ale i z psem. Rodzice nie byli z tego faktu zadowoleni, ale szybko stała się ich trzecią pociechą. A psina odwdzięczyła się nam bezgraniczną miłością.

 

Dziś Kola dobiega jesieni życia, ma 17 lat i ma nieoperacyjnego guza pod kontrolą weterynarza. Są dni gorsze, kiedy razem leżymy na dywanie, bo nie ma chęci na nic. Ale też te lepsze, kiedy ze szczenięcą radością wraca z krótkiej przechadzki po ogrodzie.

 

Od kilku lat marzy mi się jeszcze dać miejsce w domu i sercu jakiemuś goldenowi w potrzebie. Póki co czekamy z mężem, aż pójdziemy „na swoje”. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy uczynimy jakieś złotko szczęśliwszym, najpierw przez dom tymczasowy, który z powodzeniem zamieni się w dom stały.

 

Na razie wiem, że Koli złota jesień życia upływa całkiem przyjemnie, więc swój wolny czas chcę też poświęcić dla tych, co mają mniej szczęścia. Ile psów w Fundacji, tyle zadań i problemów do rozwiązania, więc zgłaszam ręce na pokład.

 

Marta KOMANDOWSKA – opiekunka

DZIAŁ MARKETINGU

Katarzyna KAŹMIERCZAK – opiekunka goldenki BELLI

Nieustannie podpytywana przez rodziców o to, co ze mnie wyrośnie, bez wahania odpowiadałam – piękna historia!

 

Decyzja o adopcji zagubionego psiego dziecka spod skrzydeł Warty Goldena to kolejny jej rozdział. Natomiast dusza społeczniczki i aktywność zawodowa sprawiły, że niedługo po zadomowieniu się w naszym domu – adoptowanej z Warty Goldena – Belli, dołączyłam do fundacyjnego zespołu marketingu.

 

 

 

 

Karolina DEPTA – opiekunka kundelki LILKI

Miłość do psów jest we mnie od zawsze i na zawsze we mnie pozostanie. Każdy mój psi towarzysz był kundelkiem i o każdego długo musiałam walczyć. Najtrudniej oczywiście było w dzieciństwie, gdy decyzja o przygarnięciu czworonożnego przyjaciela nie zależała ode mnie.

 

Ale dzieci są sprytne, więc jako 7-letnia dziewczynka wymyśliłam, że gdy psa podaruje mi sam Święty Mikołaj, to przecież rodzice na pewno się zgodzą, by z nami pozostał! I tak w naszym domu pojawił się energiczny rudzielec – Nela. Wprawdzie trochę za wcześnie, by zwalić całą winę na Mikołaja, ale na szczęście na tyle skradła serca domowników, że dożyła z nami pięknej psiej starości.

 

Kolejne wyzwanie pojawiło się, gdy Nela została mamą. I znowu walka – jak przekonać wszystkich, że dwa psy w domu to wcale nie tak dużo… Myślę, że udało się nie dzięki argumentom – które wciąż uważam, że były bardzo przekonujące – ale dzięki mojemu uporowi. Pusia została z nami przy boku swojej psiej mamy. Ciężko było się z nimi rozstawać, gdy wyjeżdżałam na studia, ale jeszcze ciężej pożegnać je na zawsze, gdy przeszły za tęczowy most.

 

Niedługo po tym kolejny raz wyprosiłam psa, już teraz takiego prawdziwie mojego – Lilkę. Nie tylko zapełniła moją pustkę po stracie wieloletnich psich przyjaciół, ale również skłoniła rodziców do ponownego otwarcia serc na psią miłość. I tak idąc za moim przykładem, niedługo potem przygarnęli Lolę. Dziewczyny uwielbiają wspólne zabawy i cieszą się z każdego spotkania. Kolejny sukces!

 

Chyba jest już jasne dlaczego dołączyłam do Fundacji. Chcę dalej walczyć o kolejne, szczęśliwe psie istnienia u boku kochających opiekunów.

 

Natalia OBCZYŃSKA – opiekunka goldenki ORI za TM

Od małego pałałam miłością do wszelkiego rodzaju zwierząt. W ulewny dzień droga do przedszkola, oddalonego kilka przecznic od domu, potrafiła trwać 2 godziny, bo trzeba było przenieść wszystkie dżdżownice z chodnika na trawnik.

 

W trakcie moich dziecięcych lat udało mi się namówić rodziców na wiele zwierząt  – od rybek, przez chomika, świnkę morską, aż po koty… jedynie pies wciąż pozostawał w strefie marzeń. W końcu, po kilku latach nieustannych błagań, dziesiątce listów wysłanych do Świętego Mikołaja i setce laurek, w moim życiu pojawiła się goldenka Ori.

 

Nieograniczone pokłady miłości, przyjaźń i radość, którą wniosła w moje życie Ori jest nie do opisania. Myślę, że każdy właściciel czworonoga doskonale zna to uczucie. Przeżyłyśmy razem 9 cudownych lat – pełnych wspólnych przygód, podróży i prawdziwego szczęścia. Ori była okazem zdrowia aż do lipca 2020 roku, kiedy wykryto u niej nowotwór. Ze wszystkich sił próbowałam ją uratować, jednak choroba była silniejsza. Moja najlepsza przyjaciółka odeszła w styczniu 2021 roku.

 

Fundacja pomaga mi radzić sobie z tęsknotą i bólem w sercu, które pozostały po stracie bratniej duszy. Moje przeżycia i walka z chorobą Ori są motywacją do pomocy psom w potrzebie. W ten sposób, chociaż w małym stopniu, mogę się odwdzięczyć za miłość, którą od niej otrzymałam.

Katarzyna ZIELIŃSKA – opiekunka goldenki BEZY

Jak dla mnie wygląda niebo? To zielona, tętniąca życiem łąka przepełniona merdającymi ogonami i uśmiechami psów. Po prostu. Psy, koty, papużki, rybki, krówki, konie, pszczółki, motylki. Wychowana na wsi, wśród zwierząt i polskich łąk. W takich warunkach trudno nie wyrosnąć na osobę uzależnioną od tych cudownych istot. To właśnie ja. Dziewczyna z sercem przepełnionym miłością do świata zwierząt i uśmiechem na twarzy przez 23,5h na 24h tworzące dobę. Nadal jednak nie tak uroczym, jak uśmiechy czworonożnych.

 

Świat psów jest mi szczególnie bliski. Od zawsze, na różne sposoby, pomagałam tym przepełnionym miłością stworzeniom. Wspierałam różne zwierzęce fundacje i schroniska. 1 czerwca 2018r. na świat przyszła Beza. Wtedy jeszcze nie była nasza, ale już z końcem lipca sprawiła, że mój świat zawirował. Od tej pory wszystko robimy razem. Wyjazdy, wędrówki, pływanie, spacery, wyjścia na miasto i przede wszystkim wspólne leżenie na kocyku. Razem wspieramy też zbiórki dla innych piesków oraz dla ludzi, np. co roku kwestując w grupie Warszawskie Goldeny dla WOŚP.

 

Pies jednym spojrzeniem usuwa z głowy czarne myśli i zmęczenie w gorsze dni, a przede wszystkim uczy nas kochać jak nikt inny. Bezwarunkowo. W chwili, gdy zobaczyłam, że mogę dołączyć do fundacji, która niesie ratunek tym niezwykłym psom, jakimi są Golden Retrievery, nie mogłam nie dołączyć do zespołu. Wspólnie z Bezą chcemy pomóc kolejnym ludziom odkryć olbrzymia miłość i spokój duszy, jaką dają psy.

 

Sylwia KIJAK – opiekunka goldena TOBIEGO

Jestem Sylwia i od trzech lat jestem psią mamą zwariowanego golden retrievera o imieniu Tobi.

 

Ponoć, gdy byłam małym dzieckiem, zapytałam moją mamę w drodze z przedszkola do domu, czy urodziłaby dla mnie pieska. Ta anegdota jest często powtarzana w mojej rodzinie, a dla mnie to znaczy tyle, że pieski były od zawsze w moim sercu.

 

Tobi jest moim pierwszym psem i mam wrażenie, że czekałam na niego całe swoje życie. Moment, od którego pojawił się on w moim życiu uważam za najszczęśliwszy okres w swoim życiu i teraz w końcu rozumiem o co chodziło tym wszystkim psiarzom wpatrzonym w swoje czworonogi. Dzięki Tobiemu zrozumiałam, że codzienne długie spacery niezależnie od humoru i pogody to antidotum na wszystkie smutki i nie tylko. Uwielbiam z nim odkrywać nowe zakątki mojego miasta, a także okolicznych miejscowości. Wspólnie poznaliśmy co to tropienie i noseworking – idzie nam nawet całkiem nieźle i mamy wspólnie z tego niezłą frajdę. Dzięki niemu moje grono znajomych poszerzyło się o fantastycznych ludzi, z którymi na wspólnych spacerach możemy wzajemnie wymieniać się doświadczeniami i obserwować, jak psy ze sobą komunikują.

 

Na co dzień jestem fotografką i portretuję ludzi, ale od czasu gdy mam Tobiego, siłą rzeczy robiąc mu niemal codziennie wiele zdjęć w różnych miejscach i sytuacjach, zaczęłam się specjalizować także w fotografii psów.

 

Najpiękniejsza chwila każdego poranka? Golden retriever machający swoim rozłożystym ogonem po mojej twarzy i zaczepiający mnie jakąś zabawką na „dzień dobry” w swoim pysku. Dzięki takiemu słodziakowi od razu łatwiej zacząć dzień, a każdy właściciel złotego aportera z pewnością to potwierdzi.

 

Maria SZCZYPEK – opiekunka kundelka PIMPKA

Psy i ja, ja i psy. Czy tak było od zawsze? Zdecydowanie. Od dziecka kochałam zwierzęta, wraz z mamą ratowałam chore koty, kradłam je z balkonów sąsiadów, którzy trzymali je w wiadrze, a naszego psa kupiłyśmy na targu za dziesięć złotych. Wrażliwość została mi wpojona, a wartości przekazane przez moją najlepszą przyjaciółkę – czyli osobę, która dała mi życie. I nauczyła go na tyle dobrze, że teraz nic w nim nie jest mi straszne.

 

Psiego języka musiałam się jednak nauczyć. Wciąż nie uważam, żebym znała wszystkie jego tajemnice. Nauka to jedna z tych rzeczy, która nigdy się nie kończy. Więc uczę się. Każdego dnia. W rożny sposób. Z rożnym skutkiem. Jestem behawiorystką, pracuję z psami, które każdy
skreślił. Ja nie potrafię. Weekendy spędzam w schronisku na Paluchu, które jest moją najpiękniejszą, życiową przygodą.

 

Pimpek trafił w moje ręce przypadkiem. Był po przejściach – agresywny, terytorialny, kontrolujący i nieufny. Nie tolerował innych zwierząt i miał awersje do mężczyzn. Na ten moment wiele z tych demonów zostawiliśmy za sobą. Przepracowaliśmy. Teraz jesteśmy przyjaciółmi. Dobrymi kumplami, którzy nie zawsze są zgodni, ale zawsze grają do jednej bramki. Ufamy sobie i co by się nie działo – idziemy do przodu. Razem.

 

Od jakiegoś czasu tymczasujemy Warciane Goldeny i liczymy, że któryś z nich zostanie z nami na zawsze. Psy zainspirowały nas do zasilenia szeregów Fundacji, więc zaczynamy kolejną, piękną przygodę.